czwartek, 11 kwietnia 2019

What if this storm ends? // prolog


- Uważamy, że powinieneś wziąć wolne – powiedział starszy mężczyzna, który wyglądał dość śmiesznie przy młodszym, który był o wiele od niego wyższy. Tezeusz Scamander uniósł wzrok z nad raportu o wydarzeniach w mogile Lestrange'ów i opuścił wzrok na nomen omen swojego szefa – samego ministra magii Hectora Fawley'a. Znajdowali w biurze Scamandera, który stał przy otwartym oknie, opierając się barkiem o okiennice. Wiatr pomagał mu pozbierać myśli, i zwiewał te bardziej nieprzyjemne. Szef Biura Aurorów zmrużył oczy, po czym wrócił do czytania raportu.
- Nie ma mowy. - odparł krótko. Fawley westchnął ciężko, patrząc na swojego podwładnego, wobec którego – jak widać, nie miał żadnej władzy.
- Daj spokój, Tezeuszu. – Hector odezwał się zmieniając ton na bardziej troskliwy, licząc, że to przekona Scamandera do rozmowy na temat, którego mężczyzna unikał jak diabeł święconej wody. – Przyda ci się odpoczynek, nie udawaj, że tak nie jest.
Fawley musiał się porządnie powstrzymać, aby nie pogrozić Tezeuszowi palcem, ale nie chciał w takiej chwili mu ojcować.
- Nie mogę – rzucił rozdrażniony, odkładając dokumenty na biurko, po czym złapał płaszcz. – Muszę znaleźć kogoś na jej stanowisko. Nie mogę brać teraz wolnego, nie czas na to.
- Scamander, to nie jest prośba, to polecenie przełożonego – krzyknął, czując, że ciśnienie skacze mu ponad normę.
- To bez znaczenia, nie mogę teraz przestać. A ty nie możesz mnie usadzić.
Słowa ugrzęzły mu w gardle, bo Tezeusz miał stuprocentową rację.


***
Ariella Brianna Nolene Howard miała wszystko. Była szczęśliwa i sądziła, że nikt nie jest w stanie jej tego odebrać. Miała świetną pracę w Ministerstwie Magii, cudownego mężczyznę, wspaniałą i wspierającą siostrę, która zawsze była przy niej, ojca, który potrafił doradzić, zganić i wyjaśnić. Nie wychowywała jej matka, gdyż ta odeszła do innego mężczyzny, gdy dziewczynki były jeszcze małe, ale mimo to, była bardzo obecna w życiu Ariel. Była szczęśliwa i zawsze optymistycznie patrzyła w przyszłość z radością i chęcią do życia w szaro-niebieskich błyszczących oczach.
Teraz jedyne co czuła, to krew wrząca jej w żyłach z czystej furii. Oczy pociemniały z gniewu, a dłonie zacisnęły się w pięści wbijając wypielęgnowane paznokcie w jej miękką skórę.
- A więc tak wyglądają twoje nagłe delegacje do Walii, kochanie - syknęła, a jej głos odbił się gniewnie od marmurowych ścian sypialni. Z jej zaciśniętych dłoni zaczęły lecieć iskry, takie same jakie przeskakiwały między kosmykami jej rozpuszczonych ciemnych włosów. Stwierdzenie, że była wściekła było srogim niedopowiedzeniem.
- Ariel, nie denerwuj się - powiedziała ostrożnie jej siostra, obawiając się zdenerwować ją jeszcze bardziej. Nie wyszło jej. Ariel zaśmiała się wyjątkowo zjadliwym śmiechem, od którego dwójkę ludzi leżących w łóżku przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Jesteś śmieszna - wysyczała ściszonym głosem, jednak tak silnie naładowanym emocjami, że pękły dwa kryształowe kieliszki stojące na stoliku obok wielkiego łóżka, co wywołało pojedynczy krzyk siostry brunetki, która tylko się zaśmiała. - Jesteś żałosna i perfidna.
- Ariel, chcieliśmy ci powiedzieć - zaczął mężczyzna, ale brunetka uniosła dłoń w jednoznacznym geście.
- Zamilcz - jej głos znowu zagrzmiał w sypialni. Para w łóżku bała się odezwać. Ariel była bardzo silną czarownicą, ani jedno ani drugie nie miało z nią szans. Brunetka ściągnęła ze smukłego palca srebrny pierścionek z jasnym oczkiem i rzuciła nim w mężczyznę. - daj go mojej siostrzyczce, ona nie zauważy, że to podróbka - powiedziała z satysfakcją obserwując ich reakcje. - myślałeś, że nie poznam? - zachichotała złośliwie.
- Proszę cię, uspokój się - poprosiła siostra.
- Ależ ja jestem spokojna. Jak nigdy - uśmiechnęła się podle - a teraz macie dokładnie trzy minuty - zerknęła na gustowny zegarek na przegubie - żeby stąd zniknąć. Stąd - zakreśliła niedbały kształt w powietrzu - mam na myśli również miasto, nie tylko łóżko. Macie opuścić Londyn oboje i nigdy więcej nie pokazywać mi się na oczy - powiedziała lodowatym głosem, jednak para w łóżku, nawet nie drgnęła. Ariel przewróciła oczami - Czas ucieka. Tik - tak, tik - tak.
- Nie możesz kazać nam opuścić miasta! - krzyknął zdenerwowany ex-narzeczony.
- Ależ ja robię to dla waszego dobra! - powiedziała niemal czułym i troskiliwym głosem, by od razu zaśmiać się pod nosem - albo się wyniesiecie i nigdy więcej nie wrócicie, albo was zniszczę - powiedziała cicho i wbiła wzrok w siostrę - oddaj klucze do mieszkania.
- To moje mieszkanie!
- Nie, to moje mieszkanie, pozwoliłam ci tu mieszkać tylko dlatego, że ja zamieszkałam z tym kłamliwym gnojkiem - odparła, oskarżycielsko wskazując palcem na już byłego narzeczonego jednak dziewczyna nawet sie nie ruszyła. Ariel używając niewerbalnego accio, przywołała klucze do swojej wyciągniętej ręki - Opuście miasto jeszcze dzisiaj - powiedziała zimno i opuściła pokój.

________________
Witam wszystkich serdecznie. Oddaję w wasze rączki, świeżutki prolog nowego opowiadania. Główną bohaterką jest Ariel, a jej głównym towarzyszem jest Tezeusz Scamander.
Rozdziały będę się pojawiały nieregularnie, jak na mnie przystało xd.
Pozostawiam was z Ariel i zapraszam do zapoznania się z początkiem jej histori.
Pozdrawiam!